PixelMania!

Raptem tydzień temu zdążyłem napisać tekst na temat jazdy w deszczu, by już w ten weekend móc po raz kolejny zweryfikować swoja wiedzę z rzeczywistością. Wraz ze swoim przyjacielem Staszkiem, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, wyruszyliśmy już w czwartkowy poranek w podróż na południe Polski. Naszym celem było małe, urocze miasteczko o nazwie Lubomierz, a raczej odbywający się tam co roku konwent pod nazwą PixelMania. Dla niewtajemniczonych jest to trzydniowe spotkanie pasjonatów cosplayu, czyli pasjonatów, którzy tworzą często własnoręcznie fantastyczne stroje, po ubraniu których wcielają się w fikcyjne postacie z komiksu, gier komputerowych, mangi itp.

Ani ja, ani mój druh nie przygotowaliśmy żadnego przebrania, gdyż moja, jak i Stacha aparycja pozwala jedynie na pilnowanie porządku. Inaczej mówiąc naszym zadaniem była szeroko rozumiana ochrona, ale o tym za kilka chwil.

Wyjechaliśmy z samego rana, bo każdy doskonale wie, że motocyklem nie jedzie się prosto z punktu A do punktu B. Zawsze gdzieś się zjedzie z planowanej trasy, bo coś ciekawego człowiekowi wpadnie w oko. W czasie podróży na południe kraju zatrzymywaliśmy się trzy razy, aby założyć kombinezony przeciwdeszczowe. Żeby nie było nudno, za każdym razem po kilkunastu przejechanych kilometrach zatrzymywaliśmy się ponownie, aby je zdjąć, gdyż wychodziło słońce. Jak zatem widzicie było wesoło.

Pierwszy ciekawy punkt, w którym się zatrzymaliśmy i warto o nim wspomnieć to Wleń.


Po przejechaniu nieco ponad 500 km zatrzymaliśmy się na rynku tego pięknego miasteczka. Niestety nie dane nam było pozwiedzać, gdyż znów zaczęło padać. Od mety dzieliło nas raptem 16 km, więc nie bawiliśmy się w zakładanie odzieży ochronnej. Wyruszyliśmy w drogę, by po pokonaniu raptem 10 km zatrzymaliśmy się w miejscowości Pławna Dolna przy Zamku Śląskich Legend. Niestety było już zamknięte, lecz zrobiliśmy kilka fotek.

„Pokazywalnia” rozbawiła mnie do łez, lecz również poczułem żal. Bardzo chciałem zajrzeć do środka, ale może innym razem się uda. Kilka minut późnej zaparkowaliśmy motocykle przed starym klasztorem w Lubomierzu, gdzie odbywał się konwent.

Po przydzieleniu nam pokoju przez organizatorów i rozpakowaniu gratów, co w moim przypadku ograniczyło się do postawienia torby na podłodze i wyjęciu kosmetyczki, poszliśmy na mały spacer po mieście.


Prócz okazałej świątyni zlokalizowanej przy klasztorze, Lubomierz również może się pochwalić Muzeum Kargula i Pawlaka, czyli głównych bohaterów kultowej polskiej komedii pod tytułem „Sami Swoi”. To oczywiście nie wszystko. Urokliwe uliczki zachęcają do spacerów. Miasteczko ma ciekawą historię, ale nie będę Was tu nią raczył. Zainteresowanych odsyłam do źródeł historycznych lub jeszcze lepiej zachęcam do odwiedzenia Lubomierza. Na potwierdzenie swoich słów zwracam Wam Moi Drodzy uwagę na małe zdjęci pośrodku powyższego kolarzu, gdzie udokumentowałem datę budowy jednej z kamieniczek, która datowana jest na XVI wiek.


Pięknie utrzymane domostwa cieszą oko. Można również natrafić na takie cuda jak księżniczka na spacerze, co potwierdza powyższe zdjęcie
😉


Pracę rozpoczęliśmy następnego dnia w starej fabryce, gdzie praktycznie przez całe dnie odbywały się sesje fotograficzne. Przyznam, że ciekawie jest podpatrzeć fachowców od zdjęć, sztuki ognia (https://www.instagram.com/mate_playingwithfire/), make up-u, stylistów oraz głównych bohaterów całego tego przedsięwzięcia, czyli samych cospley-erów, gdy są w swoim żywiole i doskonale się bawią.


Warto nadmienić w tym miejscu, że przyjechali tu ludzie z całego świata. Gościli tu pasjonaci z Polski, Niemiec, Czech, Włoch, Wielkiej Brytani i kilku innych krajów europejskich, ale również byli goście z tak egzotycznych jak Hong Kong.

Trzeba przyznać, że niektóre aranżacje naprawdę robiły wrażenie. Ich stworzenie kosztowało ogrom czasu i energii, aby wykonać kilka zdjęć. Wielki szacunek należy się tym ludziom za ogrom pracy, który wkładają by zrobić ciekawe zdjęcia.


Oto moja fantastyczna ekipa, z którą mam zaszczyt i przyjemność spotykać się w takich właśnie jak to miejscach i razem z nimi pracować. Znamy się od lat i tworzymy cos w rodzaju dziwacznej, jakże pokręconej, paczworkowej, ale jednak rodziny. Pozwólcie, że w tym miejscu wymienię Imiona tych wspaniałych ludzi, aby im tym samym podziękować za lata wspólnej pracy i fantastycznie spędzonych chwil, które na będą mi towarzyszyć do końca moich dni. Czasem przychodzi mi do głowy, aby całą tę bandę umieścić w jednej z pisanych przeze mnie historii, aby już na zawsze pozostali zespołem na kartach nowej książki. Może kiedyś oddam w ten sposób hołd Darii i Eliemu, Żólnierzowi, Mai i Stachowi, Rudemu i Moon oraz wyrośniętemu ponad przeciętną Żuberowi


Wracając zatrzymaliśmy się w Lwówku Śląskim. Gdyby pogoda była zgodnie z kalendarzem letnia miast jesiennej byłoby przyjemniej, ale cóż. Jak widać nie można mieć wszystkiego.

Wyjazd uznaję za udany, pomimo niesprzyjającej pogody. Przejechaliśmy przeszło tysiąc kilometrów przejeżdżając ogromny kawałek kraju. Udało się uniknąć solidnego deszczu. Zatem weekend zaliczony na plus. Osobiście uwielbiam takie spędzanie czasu, a biorąc pod uwagę popularną alternatywę w postaci siedzenia na kanapie i pochłanianiu kolejnych odcinków seriali pozostaję przy swoim sposobie.

1 thoughts on “PixelMania!”

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top