Planowanie wyprawy motocyklowej
Witajcie Moi Drodzy. Często słyszę pytanie o to, jak planuję trasę wyprawy motocyklowej? Czy to jest trudne? Skąd pomysł na taką, czy inna destynację? Dlaczego wybieram się tam, a nie gdzie indziej? Dlaczego jadę z ekipą? Dlaczego jadę sam?
W dzisiejszym tekście udzielę odpowiedzi na te i zapewne jeszcze kilka innych odpowiedzi na pytania, które krążą w tym temacie. Nim rozpocznie się proces planowania w tym przypadku trasy podróży niezbędny jest pomysł, dokąd chcę pojechać tym razem. Oczywiście jak się sami domyślacie koncepcji jest tak wiele, jak gwiazd na niebie. Pojechać chciałoby się wszędzie. W każdy najodleglejszy nawet zakątek świata, byle na motocyklu, bo to najciekawszy sposób podróżowania. W przypadku wyprawy na dwóch kołach przygoda zaczyna się już w momencie uruchomienia silnika i wrzucenia biegu, a nie jak w przypadku innych środków transportu dopiero po dotarciu na miejsce docelowe.
Każdy przejechany kilometr do ogrom odczuwanej frajdy i radości, której nie da się porównać z niczym innym. To uczucie jedyne w swoim rodzaju. Ta fascynację zrozumie tylko ten, kto tego doświadczył. Wracając jednak do tematu, wszystko się zaczyna jak już wspomniałem od wyboru destynacji. Polska, Europa, Świat? W dokonaniu wyboru istotny jest w pierwszej kolejności czas, który możemy poświęcić na wyjazd. Jeżeli mamy wolny weekend to możemy tak naprawdę wyskoczyć stosunkowo niedaleko, czyli do wyboru mamy przepiękne rejony Polski. W przypadku dołożenia ze dwóch dni urlopu i wydłużeniu standardowego wolnego końca tygodnia całkiem realny jest wypad do sąsiadów poza granicami kraju. Biorąc pod uwagę aktualną sytuację geo-polityczną sugeruję wybrać południe. Zarówno Czechy jak i Słowacja kuszą malowniczymi widokami, ale również przepiękną architekturą miast, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Są to między innymi czeska Praga, Ostrawa, Brno oraz słowacka Nitra, Żylina, czy Koszyce.

To oczywiście te największe i najbardziej znane, ale jak pozwolicie sobie na odrobinę włóczęgi, czyli mojego ulubionego sposobu zwiedzania i pojedziecie przed siebie bocznymi drogami, tam gdzie nie ma turystów odkryjecie te prawdziwe rejony, niepokazywane w internecie i mediach. W takich właśnie miejscach napotkać można prawdziwe cuda oraz skosztować prawdziwej lokalnej kuchni, a nie tej dla turystów.
Takie krótkie wypady do kilku dni mają ta zaletę, że pozwalają przewietrzyć głowę i co istotne nie są kosztowne. Pod warunkiem oczywiście, że nie musicie spać w hotelach z minimum pięcioma gwiazdkami. To już oczywiście kwestia indywidualnych potrzeb oraz zasobności portfela.
Jeżeli dysponujemy prawdziwym urlopem, czyli minimum dziesięć dni wolnego możemy pozwolić sobie na dalszy wyjazd. W takim przypadku osobiście zasiadam przed laptopem. Odpalam mapy google i patrzę dokąd chciałbym pojechać. Na tym etapie wymyślam dowolnie. Tu byłem, tu byłem, a tu jeszcze nie. Więc może tu, no bo czemu nie. Powiedzmy, że wybrałem ciekawą destynację w Europie. Padło na Hiszpanię. Na tym etapie rozpoczynam badanie, które nie jest jeszcze planowaniem. W głowie szukam informacji na temat tego kraju oraz tego co chciałbym zobaczyć. Sprawdzam odległości na mapie, czyli ile kilometrów będzie do potencjalnego pokonania. Wybrałem Alicante. Z domu do celu mam dokładnie 2843 km.

Muszę przejechać praktycznie całą Europę. Średnio w ciągu dnia jestem w stanie przejechać … Liczę. Wychodzi mi, że jeżeli nie będę się po drodze zatrzymywał na zwiedzanie, to potrzebuję jakieś pięć dni na motocyklu, aby dojechać na miejsce. W dwie strony, to już dziesięć. Biorąc pod uwagę możliwy do wykorzystania urlop pozostanie mi cztery dni na jeżdżenie po Hiszpanii. Mało. Zatem mam dwie opcje. Motocykl zapakować na lawetę i dojechać w dwa dni przy założeniu, że jadę z kimś i zmieniamy się jako kierowcy samochodu. Przejazd na miejsce skraca się do czterech dni, więc pozostaje dziesięć na zwiedzanie. To ma sens, również pod względem finansów, gdyż koszty tranzytu rozkładają się po równo na wszystkich uczestników wyprawy.
W przypadku, gdy nie zbiorę ekipy w czasie mojego wolnego lub chcę pojechać sam, by się wyciszyć zmieniam destynację, na jakąś bliższą. Chorwacja jest mocno oblegana przez turystów, więc jakoś nie zachęca do przyjazdu. Przynajmniej mnie. Poza tym wolę poszlajać się po wąskich, krętych ścieżkach górskich na motocyklu, niż leżeć na plaży. Wieczorami zaś z największą przyjemnością pozwiedzam pieszo zabytki oraz skosztuję lokalnych trunków, jako dodatku do nieznanych mi dotąd potraw. Wybór pada zatem na Serbię. Odległość do Belgradu, czyli stolicy to zaledwie 1343 km. Zatem tylko dwa dni w siodle. Zamiast jechać jednak do stolicy zwiedzanie można zacząć już po przekroczeniu granicy. Małe malownicze miasteczka, ciekawe jedzenie oraz odmienna od naszej kultura. Można poszukać sobie w sieci, co warto zobaczyć w tym kraju, albo iść na żywioł. Kto co lubi. Taki wyjazd to stosunkowo niewielkie koszty, niezapomniane wspomnienia i doskonała zabawa.

Świetnym urozmaiceniem może być zabranie ze sobą namiotu i noclegi w dziczy. Pod tym względem niezrównana jest Rumunia. Uwielbiam ten kraj i z największą przyjemnością do niego wracam. Na ten temat napiszę kilka słów więcej innym razem, co by za bardzo nie odbiegać od głównego tematu.

Jak więc widzicie Moi Drodzy, aby zaplanować wyprawę motocyklową w dzisiejszych czasach nie potrzeba ani wiele czasu, ani specjalnego doświadczenia. Łatwo dostępna technologia pozwala zrobić to z poziomu ulubionego fotela we własnym mieszkaniu, popijając kawę, herbatę, czy co kto tam lubi 😉 Wszystko zależy od ilości dni wolnych, które możemy przeznaczyć na podróż, finansów, a przede wszystkim pragnienia przeżycia przygody. Niezbędnym, a wręcz koniecznym warunkiem jest posiadanie choćby odrobiny odwagi, aby w ogóle wyruszyć. Samo planowanie wyprawy jest już samą w sobie świetną zabawą, która podsyca chęć eksploracji naszej pięknej planety. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Przyznam się Wam szczerze, że planując jedna wyprawę, pojawiają się przy okazji pomysły na kolejne. Są mniej lub bardziej sprecyzowane, ale są, a to najlepszy początek.
Zachęcam więc do takiej aktywności i gwarantuję, że jak raz spróbujecie, nie będziecie w stanie zaprzestać tego procederu. Wiem po sobie, ale muszę się Wam przyznać, że uwielbiam to! Dla mnie urlop to tylko na motocyklu.
Dajcie znać w komentarzach, jakie wyprawy są już za Wami, a jakie planujecie odbyć. Może spotkamy się na trasie. Tymczasem życzę udanych wyjazdów zarówno, tych bliskich jak i dalekich. Pamiętajcie, że robicie to dla siebie, a nie na pokaz, bo tylko wtedy będziecie się naprawdę dobrze bawić!
LWG ✊